Staję się chyba pracoholikiem - albo po prostu lubię swoją pracę, na razie nie zdecydowałam które z tych dwóch ;) Widzę setki tematów w których jestem niedouczona, dziesiątki popełnionych błędów. Znam tytuły książek, które powinnam mieć w małym palcu, znam też te, które powinnam przeczytać. Jeszcze w tylu procedurach jestem niepewna, nie mam wyćwiczonych ruchów i sekwencji. Przedemną jeszcze długa droga - i co najgorsze do końca życia nie dojdę do końca tej drogi, bo ta droga nie ma końca ;) Nigdy nie jest się alfą i omegą. NIGDY. Niektórym jest ciężko to zaakceptować...
Rozwijam się i to jest na plus, doczytuję, szlifuję umiejętności, doskonalę swój arsenał czynności manualnych - i tak w kółko. Raczej jestem już sprawna. Nie zmienia to wszystko faktu, że spotykając się ze znajomymi zawsze mam wrażenie, że jestem hen hen za nimi ;) Opowieści o tym co robią za każdym razem są niesamowite, za każdym razem wgniatające w fotel i urywające dosłownie dupę. I tak żyłabym w tej nieświadomości (tfu, świadomości że jestem do niczego, wolno się uczę i nic nie robię) gdyby nie zbieg okoliczności, który doprowadził mnie na oddział koleżanki. W ramach stażu. Koleżanki co to jest alfą i omegą w całej rozciągłości - tak przynajmniej wynikało z opowieści ;) Więc szpital miał być wielki, niesamowicie wyposażony. Jest duży, fakt, ale wyposażenie nazwałabym przeciętnym - na 100% mój szpital nie powinien mieć kompleksów, a tym samym ja też. W opowieściach koleżanka samodzielnie robi cuda. Czy rzeczywiście to mam wątpliwość. W każdym razie sama decyzji nie podejmuje sama żadnych, łącznie z tym, że starszy wybiera miejsce wkłucia, rozmiar łyżki i rurki, dawki leków i wszystko inne co się da. Ona robi - i tu zwracam honor, jest niezła, zawsze zresztą była manualnie bardzo sprawna. Podoba mi się płynność jej ruchów i pewność. Jak przemyślałam sprawę to doszłam do wniosku, że na opowieści znajomych trzeba patrzyć z przymrużeniem oka, dzielić przez 10 i nie dopytywać o szczegóły. Bo można wpaść w kompleksy ;) Trzeba też z godnością podchodzić do tego, że jest opcja, że inni są lepsi, bo po prostu jak pisałam - nikt nie jest alfą i omegą ;)
To tak jak z opowieściami na studiach (może tylko odwrotnie :P)- przed egzaminem NIKT się dość dobrze nie nauczył, łącznie z Tobą, a po egzaminie wszyscy wychodzą z piątkami, a Ty z tróją ;) już dawno nauczyłam się, że nie tylko pacjenci kłamią ("na nic nie choruję, biorę tylko leki na cukrzycę, nadciśnienie, cholesterol i serce"), ale i koledzy. Nie wiem, z czego to wynika, ale za każdym razem mnie to dziwi, jak ktoś może tak skutecznie wprowadzić w kompleksy. Moja mama zawsze powtarza: "im ciszej, tym dalej". Muszę przyznać, że im dłużej żyję, tym bardziej się z tym zgadzam.
OdpowiedzUsuńNo fakt, tak właśnie było na studiach ;) Tak jakby się każdy wstydził przyznać, że się uczył :D No a podsumowanie jest takie jak piszesz: wszyscy kłamią... No a kłamstwo w sumie chyba wynika ze wstydu - koleżanka wstydzi się że mało u siebie robi, pacjent że waży 125kg, pacjentka że nie ma zębów itp. Więc najlatwiej jest słownie podrasować rzeczywistość ;)
OdpowiedzUsuń