czwartek, 24 lipca 2014

... nigdy nie mów nigdy ...

Wszystkie "zawsze" i "nigdy" brzmią tak samo beznadziejnie. Kłótnie bo ktoś mówi "zawsze", a drugi uważa że owszem, ale nie zawsze tylko czasami- potem cisza na linii bo wszyscy obrażeni.  Nie lubię tych słów. Nawet podobno mężczyzna mógłby w mosznie (?) donosić ciążę i urodzić (?) zdrowe dziecko? Nie wiem, kto wie jak to będzie za te n lat - na razie na tego pierwszego mężczyznę czeka okrągła sumka ;) Tak samo  w bardziej przyziemnych kwestiach. Stereotypy stereotypami, ale chyba ludzie zdają sobie sprawę że statystyka jest bezwzględna. Nie ma ludzi nieomylnych i każdy z nas popełnia błędy. Może jedni mniej, a inni więcej, ale nikt nie jest nieomylny.
Dlatego staram się tych słów nie używać, bo można się przejechać ;)
W pracy stagnacja. Nic się nie zmienia, nic na gorsze nic na lepsze. Wszystko po staremu co daje poczucie bezpieczeństwa - tak sobie to tłumaczę. Nie zmieniają się też (niestety) te rzeczy które oceniałabym na wymagające zmiany. Jak już ileś razy pisałam mam tendencję do podejmowania postanowień - zwłaszcza tych w emeocjach, co to w sumie z góry wiadomo że nie ma opcji żeby weszły w życie. I tak dalej postanawiam i postanawiam i wielkie nic z tego nie wynika. Nie mam jaj, ot co! Bo mogłabym przynajmniej w jednej kwestii, która mnie wyjątkowo od dawna i intensywanie poddenerwowuje (do wypłakiwania się w rekaw Małżonka włącznie) postawić sprawę jasno. A tak to kluczę wkoło, staram się sugerować, dawać do zrozumienia, nawet rozmawiać na ten temat - ale bez efektu. Powinnam słowa wprowadzić w czyn i oczekiwać na efekt. Ale jaja w tym jednym zagadnieniu mam tak bardzo żadne, że śpiewam falsetem - i to pod nosem. Czasem wypadałoby zadziałać nawet wbrew swojemu interesowi żeby zaakcentować o co chodzi, ale do tak drastycznych kroków nie jestem przekonana...
Była ostatnio w nocy dziewczynka - to tak z innej beczki. Z mamą i siostrą - bo brzuszek bolał od 20 minut. W nocy to w nocy, bo godzina była popółnocna. No i wsumie to czas przeszły użyty był zgodnie ze stanem rzeczywistym - bo brzuszek BOLAŁ - w ramach pomocy doraźnej tego objawu już nie obserwowano. Żadnych innych również. Ale lepiej wybrać się w nocy do szpitala z wątpliwym objawem niż podać w domu coś przeciwbólowego i zastosować wzmożoną obserwację czujnym maminym okiem. Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem. Pisałam wiele razy i zapewne jeszcze pisać będę nie mniej o dokładnie tym samym ubranycm w inne ciało i dolegliwość. O bezsensie :)

niedziela, 13 lipca 2014

... bezużyteczna wiedza ...

Zupełnie przypadkiem dowiedziałam się czegoś czym chciałabym się podzielić z innymi, a szczególnie jedną osobą której to też dotyczy ale ręce mam związane! Co robić, co robić? Jak powiem i pójdzie to gdziekolwiek dalej to niestety wiadomo będzie gdzie jest przeciek (a że poszłoby dalej to jestem w 99% pewna bo niusik cieplutki i całkiem ważny!), jak nie powiem to chyba ta wiedza mnie od środka rozsadzi! Tak to jest z tymi pogawędkami na różne tematy - niby gadka szmatka, ale czasem można dowiedzieć się czegoś tak bardzo istotnego i rzucającego światło na wydarzenia z nieodległej przeszłości, że aż wierzyć się nie chce! A osoba opowiadająca nawet nie wie jaką perełkę "sprzedała"... A i tak dupa bo nie mam jak jej wykorzystać. I tak spać nie mogę bo o tym myślę... Minie pół roku a i zainteresowane osoby się zmienią, może wtedy już będę bezpieczna w przekazaniu wiedzy dalej ;)
Poza wszystkim jestem wściekła że to tak jest a nie inaczej! Bo powiedzcie, kto lubi gdy się ważne decyzje podejmuje za jego plecami? Sama decyzja jest intrygująca, ba, nawet chyba zaskakująco pomyślna dla mnie i 2 innych osób, na razie w życie nie weszła, ale ja już wiem co dokładnie będzie jak plany zostaną dopięte na ostatni guzik ;) Tylko czemu taka dziwna trajektoria lotu tej informacji była? Pffff...

poniedziałek, 7 lipca 2014

... ciężko być typową babą ...

Byłam na oddziale - było mi źle, byłam na konsultacjach - było mi źle, mam dyżury - no jak wcześniej. Nie mam dyżurów - jest mi źle. Znieczulam- jest mi źle. Czy mnie sie w ogóle da zadowolić? Dużo roboty- źle. Nic się nie dzieje - źle. Nie umiem - źle. Umiem - też nie dobrze (w domyśle: można lepiej). Sprawdza się powiedzenie, że trzeba uważać o czym się marzy bo może się spełnić ;) Bo narzekając na jedno, marzyłam o drugim. I owszem, pojawiły się zmiany, ale na tym etapie to wolałabym żeby tych zmian nie było ;) Bo jak pisałam - nie wiadomo kiedy, nie wiadomo w jaki właściwie sposób ale ... bardzo polubiłam bycie na oddziale :) Pacjenci też w sumie głównie śpią, ale w inny sposób się nimi zajmuje. Wszystko jest inne, nieśmiało stwierdzam, że może nawet (cichutko) lepsze? Optymalna była by równowaga: trochę tu i trochę tu - tak żeby i tym się nacieszyć i tamtym, nie dochodząc do etapu rutyny. Bardzo, bardzo dobrą specjalizację wybrałam! :)
No ale żeby aż tak różowo nie było to nie ja podejmuję decyzję gdzie jestem i gdzie być mam - to na tym etapie trzeba zaakceptować, że to co wg mnie wydawałoby się optymalne, dla osoby znacznie bardziej doświadczonej może być nieakceptowalne. Trzeba się nauczyć (postanowienie nowo-pół-roczne) akceptować to, że to inni - mądrzejsi i bardziej doświadczeni - podejmują decyzje. Z którymi się wcale nie muszę zgadzać, ale podporządkować owszem. Postaram się wrócić do tego kwiatu lotosu ;)