piątek, 26 kwietnia 2013

... repetitio mater studiorum est ...

Pogoda za oknem rewelacyjna. Się chce żyć - no nie wspominając o zbliżającym się długim weekendzie :D Po drodze tylko dwa dyżury - jeden Małżonka i jeden mój. Ale czymże jest to gdy ma się perspektywę 9 dni wolnego? :D Tak właśnie! Urlop rządzi, urlop radzi, urlop nigdy cię nie zdradzi :D

Stasiu się wiosennie rozszalał - rozbite kolano, podrapana twarz. Ale i wiatr we włosach i noeograniczone pokłady frajdy :) Na basen jeździmy już dwa razy w tygodniu bo mała żabka to pływać musi bo tak i kropka. Paskudne dresy i znienawidzone kurtki zastąpione zostały krótkimi nogawkami i rękawkami. Wiosna to to co małe tygryski lubią najbardziej :D

Czy mi się podoba? Zdecydowanie. Czy wybrałabym raz jeszcze? Tak.
To tyle w kwestii specjalizacji. Co do samego szkolenia to mam ambiwalentne uczucia. Z jednej strony bardzo mi odpowiada to, że jest przy mnie zawsze specjalista - bo wiadomo, świetnie mieć świadomość że cokolwiek by się działo nie jest się z tym w pojedynkę - ba, osoba towarzysząca jest ekspertem i po prostu WIE co, jak, kiedy i dlaczego. Daje to uczucie spokoju. Ale trzeba spojrzeć na to też w ten sposób, że jak jest wyższa instancja to nie ma możliwości na nieograniczony rozwój. Jak nie idzie to nie trzeba sięgać po pokłady mobilizacji - bo każdą śliską sprawę weźmie na siebie specjalista - w końcu on na tym się zna (i chwała mu za to :D). I tu pojawia się ta druga strona: czy nie lepiej dla mojego szkolenia byłoby gdyby była presja? Taki waleczny, wredny i wymagający szef? No sama właśnie nie wiem. Czy jest dobrze czy niedobrze? Przy mojej naturze rozleniwiłam się, ograniczyłam inwencję do minimum i uskuteczniam postawę zachowawczą ;) Trochę przy tym tkwiąc w miejscu. Ale z drugiej strony robiąc cały czas to samo uczę się, bo wiadomo, że repetitio mater studiorum est. No i takie te moje przemyślenia dwubiegunowe :) Ostatecznie nie umiem powiedzieć czy jest optymalnie czy jednak przydałyby się zmiany ;)

środa, 24 kwietnia 2013

... długo i na wiele tematów ...

Wpadła mi w ręce kartka na której w kwietniu 2008 wypisałam jakie specjalizacje biorę pod uwagę. Śmieszne to, bo był to koniec mojego trzeciego roku studiów, więc z szeroko pojętą kliniką to jeszcze styku nie miałam - skąd więc typy? No pewnie oparte na wyobrażeniach o danej specjalizacji - to tak przede wszystkim ;) No i po kolei:
1 - chirurgia dziecięca - no ok, zwracam honor - fajna specjalizacja, tyle że zabiegowa :)
2 - endokrynologia - jeju, że też w ogóle brałam cokolwiek związanego z interną pod uwagę! Cała masa moich znajomych internę uwielbia, sporo też robi z niej specjalizację, ba! w najbliższej rodzinie mam dwóch internistów - cóż, mnie to nigdy (?) nie kręciło ;)
3 - onkologia - tym fascynowałam się zawsze odkąd temat nowotworów poznałam na patomorfologii, przestało gdy przeczytałam program specjalizacji - vide interna
4 - intensywna terapia (?) - no i nie wiem czy pojawiła się jako skrót myślowy czy błędnie rozdzieliłam ją z anestezjlogią - faktem niech pozostanie, że choć częściowo brałam ją pod uwagę 5 lat temu! W sumie jestem zaskoczona :)
5 - dermatologia - WTF? Nie pojmę skąd ta specjalizacja pojawiła się na liście ;)
6 - neurologia - oj tak, podobało się już w opowieściach wujka - dopiero blok z neurologii zweryfikował moje optymistyczne podejśce - nadal jednak uważam że jest ciekawa :)
7 - medycyna sądowa - czyżby na fali oglądania CSI? Z perspektywy czasu wiem, że fajna specjalizacja!

Ileż to się zmienia! No i czas tak leci że aż wierzyć się nie chce. Co przeraża mnie nieustannie. Z Bożego Narodzenia krótlim lotem dotarliśmy do Wielkanocy, teraz jeszcze szybciej przelecą wakacje, no i znów będzie Boże Narodzenie. Nie zazdroszczę tym, co po drodze będą dostawali się na specjalizację. Dylemat duży - nawet o dziwo nie po sobie to widzę (hłe, hłe, hłe - pierwszy raz w ogóle ktoś mnie pochwalił że jestem taka pewna i zdecydowana właśnie w temacie wyboru specjalizacji - bo tak na codzień to mnej zdecydowanej osoby nie uświadczycie ;)). Podziwiam osoby od zawsze wiedzące co chcą robić - ode mnie z grupy miały tak dwie osoby. Nadal są zadowoleni!

Ciekawe jak u innych ewoluowała droga do wyboru specjalizacji?

W pracy się rozwijam, nabywam nowych umiejętności, niczym pstryczek w nos są z kolei niektóre rzeczy które szły sprawnie - a teraz kuleją. To dołuje, ale inne rzeczy dodają skrzydeł - równowaga jest więc zachowana. Z ust jednej pielęgniarki usłyszałam, że nadaję się na tą specjalizację (dziękuję za słowa otuchy! :D), inna na moich umiejętnościach nie zostawiła suchej nitki. Zawsze równowaga ;) Przy niektórych specjalistach idzie mi lepiej niż przy innych, przy niektórych gorzej niż przy pozostałych - rozumiem więc, że wśrod lekarzy zdania o mojej osobie są też podzielone - choć tu to własna interpretacja bo nikt nie pokusił się o ocenianie mnie - przy mnie, bo co za plecami to nie wiem ;) Nawet nie tyle za plecami co po prostu wtedy gdy nie ma mnie w pobliżu :D

No a poza tym wszystkim- pogoda za oknem mi wybitnie pasuje. Zielono wkoło, kwitną kwiaty i jest cieplo w-sam-raz, tak idealnie, no :) Autem jeździ się przyjemniej i zdecydowanie szybciej, ale o tym cichosza. Zdrowotnie czuję się byle jak (to boli tu to tam), zbieram się na coroczne (mniej więcej) badania przeglądowe - tzn. morfologia, parametry wątrobowe, nerkowe, układ krzepnięcia, CRP i tarczyca. No i tak się zbieram, powolutku - ale czas mam bo ostatnie robiłam chyba w sierpniu ;) Zawsze na szczęście zaskakuje mnie to, że moje złe samopoczucie nie ma odzwierciedlenia w wynikach. Oby i tym razem było tak samo ;) Taka tam moja hipochondria czy co :D

Dzięki za podpowiedź w kwestii orbitreka - gdybym tylko była w stanie przekonać się że biegaanie można polubić to pewnie zrezygnowałabym z zakupu ALE jestem w tej kwestii ortodoksem - bieganie stawiam na równi ze szpinakiem czy jakimiś podrobami - może i zdrowe, ale zarżnijcie mnie a i tak nie spróbuję ;) Tak czy inaczej Twoja wypowiedź AMBU pod moim poprzednim postem jak najbardziej uzyskała moją aprobatę - tyle że biegać nie zacznę i kropka. Ale zazdroszczę Ci chęci, siły i kindycji :) 





sobota, 20 kwietnia 2013

... wiosna wkoło ...

Przyjemniej wstaje się do pracy gdy za oknem jasno, ptaszki ćwierkają i trawa coraz bardziej zielona. Tym samym chęć bycia w pracy jest odwrotnie proporcjonalna do pogody - bo jak wysiedzieć te 7:35 w zamkniętym pomieszczeniu gdy za oknem tak ładnie? Oczywiście jak to bywa stosunkowo często - w weekend jest załamanie pogody i pogoda nie zachęca do wyjścia na zewnątrz, no, co najwyżej może jakiś basen ;)

Ostatnimi czasy w pracy mi idzie tak na 50%, zwłaszcza przy znieczulaniach przewodowych - no kurcze, zaczynam być mistrzem "nieadekwatnego zakresu znieczulania" ;) Niby wszystko jest jak być powinno, warunki "dobrego" znieczulenia spełnione a tu dupa - no i wtedy zawsze sobie myślę poetycko: co ja tu kurwa robię? :D Na szczęście przesadzam pisząc o skuteczności 50% bo tyczy to max. 20% ale jednak jest to o dobre 19% za dużo. Jednym słowem - czynnik ludzki (w sensie JA) działa na moją niekorzyść :)

Szkolę się też w papierologii, zaczynam być w tym niezła, ale do biegłości to jeszcze mam daleko - no, 5,5 roku rezydentury i będę mistrzem. Howk!

Zupełnie w innym temacie - zakochałam się w orbitreku (tak, najwyższa pora znów wziąć się za siebie, a te moje steppery to o dupę rozbić - tak bolą mnie po nich kolana i plecy że niech mnie w rzeczoną dupę pocałują, współpracy między nami nie będzie!) i kupiłabym go, ale cena mnie trochę bardzo przeraża - 2000zł i to za spzęt któty nie wiadomo jak długo (i czy w ogóle ;)) będę używała... Ciężkie jest życie człowieka co to sam się utrzymuje. No, z "niewielką" pomocą Rodziców ;)

niedziela, 7 kwietnia 2013

... weekendowy zawrót głowy ...

Uwielbiam weekendy - zwłaszcza takie wypoczynkowe jak ten :) Od piątkowego popołudnia, bez gości, bez dalekich wypraw, bez żadnych "muszę" :D Wypoczęłam. Na polach wkoło stada sarenek, kicające zające - no i ten parszywy śnieg - ale w aspekcie lepszej widoczności zwierzątek to się przydaje ;)

Jutro znów praca, ale akumulatorki naładowałam i narzekania nie mam w planie. Ten tydzień musi być super, innej opcji nie biorę pod uwagę. Zerknęłam szybko na grafik - tydzień zapowiada się dobrze, będzie okazja żeby się podszkolić.

Bardzo przeżywam jednego pacjenta dyżurowego, czy zrobiłam wszystko co mogłam? Czy coś można było inaczej? Czy szybciej (choć sam się nie spieszył żeby do szpitala dotrzeć)? Czy skuteczniej? Tego pewnie się nie dowiem, bo specyfika pracy taka a nie inna. Nie pamiętam imienia i nazwiska, ale pamiętam ten nieśmiały uśmiech ze strachem w tle. Życzę Panu jak najlepiej.

Lubię z Małżonkem dyskutować o pacjentach - anonimowo, bez nazwisk, bez niepotrebnych szczegółów. Ot takie "kejsy". On patrzy z innej perspektywy, ja z innej. Ale świetnie jest jak można opowiedzieć, zrzucić z siebie te swoje przemyślenia i dopuścić do nich innego lekarza, przedyskutować wątpliwości. A nawet jak wątpliwości są typowo nie-ogólnomedyczne a raczej z własnej działki to i tak można się wygadać nie zanudzając rozmówcy na śmierć i nie tłumacząc żargonu ;)

sobota, 6 kwietnia 2013

... narzekać każdy może ...

Staram się uczyć, niestety mam coś na kształt czarnej dziury zamiast synaps - niby powinno dotrzeć do świadomości (?) a ginie gdzieś po drodze ;) Nie cieszy mnie to, co chyba jest zrozumiałe. Czytam i zapominam - i tak w kółko...

Na szczęście moje ręce działają na innej zasadzie, wyuczone ruchy powoli się utrwalają, coraz mniej w tym nerwowości, niepewności i liczenia na łut szczęścia. Nie że się chwalę, bo do 100% skuteczności to mi daleko, ale i tak jestem wielce zadowolona że jest jak jest :) Na razie celuję w skuteczność 90%, taka mi będze pasowała pewnie jeszcze długo :D Co ciekawe, podobno nie widać po mnie zdenerwowania, więc dobrze. A pampers pełen ;)

Wszystko w ogóle byłoby super (no, poza pewnymi wyjątkami ale o tym to nie tutaj) gdyby nie ta zima za oknem. Nawet mój Staś zauważa, że coś jest nie tak. Wczorajsze "w życiu nie widziałem tyle śniegu na wiosnę" (w ustach trzylatka brzmi to słodko :D) i dzisiejsze "te sarenki siedzą na polu bo chyba pomyliły się że już wiosna, a wygląda jakby była zima!". Odśnieżanie auta kiedyś mnie ZABIJE! Paskudna pogoda.

czwartek, 4 kwietnia 2013

... dbaj o zdrowie ...

Takie (niby) w lekkim tonie rzucone "najwyższa pora rzucić palenie" czy "powinna pani te leki brać regularnie" -  z jednej strony pewnie nic nie dadzą, ale z drugiej mogą dać pacjentowi wiele. Warto powtarzać do znudzenia.

Ja jako pacjent jestem beznadziejna. Przeziębiona (?) jestem paskudnie, uczucie "guli" w gardle, katar i samopoczucie przeokropne. Nie wspomnę o pulsoksymetrze co to sobie mimochodem na palucha nałożyłam ... Saturacja 92 i tachykardia koło 110. No nie powalające wyniki ;) Nawet się osłuchałam ale musiałam zaprzestać oddychać głęboko bo bym padła ;) To wszystko a nie umiem zmobilizować się do wychodzenia z domu w zapiętej kurtce.  A zmuszenie się do "higienicznego" trybu życia? No nie umiem do potęgi. Może nie palię i nie nadużywam alkoholu ale jem niezdrowo, nieregularnie, ruszam się od święta, więc wyjście do szatni na 4 piętro to męka. Wstyd.

W temacie - myjąc dziś Synkowi zęby powiedziałam: "Stasiu, jestem bardzo dumna, masz śliczne, zdrowe ząbki" na co pierworodny odpowiedział: "czyli już nie muszę myć ząbków, tak?" ;)

W pracy stagnacja. Nic do przodu nic do tyłu. I tak z dnia na dzień, tygodnia na tydzień, miesiąca na miesiąc tak samo. Dla niektórych (tych co na "moim etapie" byli w stosunku do mnie o lata świetlne do przodu) znaczy to tyle że idę "za wolno", ale ja jestem zadowolona. Ambicji może we mnie brak, ale odpowiada mi to jak jest i nie mam zamiaru przepraszać za ten stan rzeczy :D
Żadnych "pracowych" ciekawostek nie mam.

Aha, jeszcze w kwestii LEP/LEK - tym za których trzymałam kciuki się poszczęściło! Jupi! :)
Jak byście tu kiedyś trafili- GRATULACJE!