niedziela, 30 listopada 2014

... jak umilić sobie życie ...

Starcie różnych charakterów, temperamentów, spojrzeń na świat, wieku i doświadczenia. Tylko wykształcenie to samo. Różne zainteresowania, miejsca zamieszkania, status rodzinny. Taki misz-masz. No i tak jest w każdej dyżurce, w każdym zamkniętym środowisku. Stąd wynikają pewne sympatie i antypatie, konflikty i sojusze, kłótnie, miłości, plotki. Z jednej strony to uwielbiam, z drugiej dochodzę do wniosku, że zdecydowanie za mało u nas mężczyzn - każde środowisko zdominowane przez samców jest przyjaźniejsze, takie bardziej wprost, z mniejszą dozą animozji ;) No ale wracając do meritum śmiało mogę stwierdzić, że ostatnimi czasy coraz bardziej mi się w pracy podoba. Nie bez znaczenia pewnie jest tu fakt, że W KOŃCU mam dyżurowo-wolne weekendy. No i inne dni w sumie też :D Czyli jednym słowem się udało tak jak miało być - spokojniej. Inna kwestia że trochę w panikę wpadam jak nagle okazuje się, że tu-i-teraz musimy kupić komplet opon (no nadal ten fakt mnie bardzo boli...), wydać małą fortunę na inną rzecz i jeszcze wypadałoby odłożyć coś (no duże coś) na majowo-czerwcowy urlop. Ale od tego są obecnie dyżury Małżonka. I żyjemy w większym spokoju - czego i wszystkim życzę ;)

niedziela, 16 listopada 2014

... medycznie, ale też w tematyce znajomości z czasu studiów ...

Słów czasem brakuje. Starszy mężczyzna boi się znieczulenia i zabiegu. W sumie nie wie czego bardziej - ma już ponad 80 lat, raz tylko miał podobny zabieg, w sumie bez problemów, ale "nie staje się młodszy i z coraz większym trudem wszystko mu przychodzi". No magiczna tabletka i spokojna rozmowa zdziałały cuda. Na salę wjeżdża w bardzo dobrym stanie (no, może nie sztuka nówka, ale jest nieźle) i w dobrym humorze, opowiadając skąd jego nietypowe imię. Zabieg z tych od początku nie idących - tu za mało czegoś, tam nie działa co innego, tu leci za dużo tam za mało a ówdzie to w ogóle nic nie widać. No i po zabiegu trwającym 3 razy tyle co zwykle, chirurdzy tak dla pewności pomagają pacjentowi przejść na łóżko, pytają jak się czuje, czy coś boli (podejrzane już na wstępie ;)). Macają brzuch. No ale nic, obserwujemy i tyle. Pacjent w stanie dobrym, nic nie boli, oddycha się dobrze. Do następnego dnia kiedy to zgłaszają zabieg, bo pojawiła się dziura gdzie dziury być nie powinno... Niestety, tak bywa. Powikłania się zdarzają, tylko pacjenta szkoda. Ciekawe dlaczego te powikłania częściej zdarzają się u tych fajnych pacjentów,  a tych z natury walecznych omijają szerokim łukiem? Pewnie i powikłania mają instynkt samozachowawczy ;) Jak to jest, że ja nie mam? 
Tak na fali kolejnego zwątpienia w sens robienia tego co robię (tak, owszem - najwyższa pora na urlop ;)) pogadałam z kilkorgiem znajomych. Fajnie usłyszeć po dłuzszym czasie co u kogo słychać, kto z kim, gdzie, jak i dlaczego ;) Fajnie posłuchać o meandrach dróg zawodowych kolegów, powspominać "stare dzieje", pośmiać się i pogrążyć w refleksjach. Nie, nie wróciłabym na studia, ale znajomych z tamtego okresu mam rewelacyjnych! I coś jednak ciągnie, bo wkrótce wybieram się na kurs - właśnie tam gdzie powinnam - w końcu jest co wspominać :D

środa, 12 listopada 2014

... wypadki chodzą po lekarzach ...

Pacjentka duża, bezzębna, podbródki dwa. Uśmiechnięta i miła. Starsza. Prosty, krótki zabieg w znieczuleniu dożylnym. No i cacy, dostaje standardowe trzy leki, w dawkach dostosowanych do wszystkiego co wcześniej wymienione, a potem już historia wchodzi na tor inny niż w 99,9% przypadków. Krótkotrwały bezdech przechodzi w bezdech długotrwały, saturacja  powoli (i coraz szybciej) zaczyna lecieć, bip pulsoksymetru wchodzi na coraz wyższe tony. Guedel nie pomaga, wentylacja z ambu niewystarczająca, daje jednak czas na przygotowanie rurki i laryngoskopu. Sytuacja opanowana. No ale oddech nie wraca przez kolejne 15 minut. Skończyło się dobrze, ale był to tylko jeden z możliwych scenariuszy...
Sytuacje kryzysowe się zdarzają i to nie raz na rok, one po prostu bywają z jakąśtam regularnością , a w nich istotniejsze od sprawności jest doświadczenie.
Czy rzeczywiście racji nie mają Ci, co twierdzą, że rezydent może robić cokolwiek tylko pod bezpośrednim nadzorem specjalisty? Mało popularny pogląd, ale ja uważam że dużo w nim słuszności... Dla bezpieczeństwa wszystkich.