Przychodzi taki dzień kiedy nic nie jest jak powinno. Od rana przygnębia poczucie niewyspania. Za oknem paskudnie mimo że pogoda miała być ładna. Za późne wstanie spowodowało, że i kawka i płatki śniadaniowe zostają w domu a my jedziemy w siną dal - do pracy. Tej jednej, jedynej, wymarzonej i ulubionej. Przydział na odprawie standardowy, średnio wymagający - w sam raz na ten beznadziejny dzień ;) Potem się dzieje jak to w TYCH dniach bywa - równocześnie przyjęcie (pilne jak zawsze), zabiegi trwają, interwencja na terenie szpitala (patrząc w wypis na ekranie komputera i stukając niespiesznie w klawiaturę oddaje się walkowerem te ciekawe skąd inąd procedury) i wtedy ... szybkie cięcie. Gdy nikogo już wolnego nie ma, nikogo, ani jednej osoby. Nic tylko wiatr hula wkoło. To cięcie jest wisienką na torcie. Dla jedynej wolnej osoby. Idziemy. Cięcie z gatunku rzeczywiście ostrych - decyzja: zn. ogólne. Ginekolodzy już się myją, mama ciągle wypytuje jak tam z dzieckiem, atmosfera gęstnieje. Telefon do specjalisty - nie ma czasu, zlecam więc wykonanie go konkretnej osobie. I robię co trzeba, ale ciągle oczekując że dotrze nadzór. Wszystko idzie dobrze, nie że jakieś problemy są, bo nie ma, ale jednak tego wzroku kontroli na plecach brakuje. Brakuje tego, że ktoś jest 2m dalej i w razie czego pałeczkę przejmie. Dziecko zdrowe, różowe i wrzeszczące, koniec zabiegu, mama się budzi, ze łzami w oczach przyjmuje opowieści o zdrowym dzidziusiu. A ja jak ta galaretka padam na fotel w dyżurce obiecując sobie, że nigdy więcej- nie ten etap na takie stresy w samotności ;)
PS: tytuł dwuznaczny, wyszło zupełnie przypadkiem - dlatego tłumaczę, że nie istnieje w Polsce coś takiego jak cięcie cesarskie na żądanie - resztę lepiej wytłumaczą ginekolodzy. No i jeszcze jedno w tym temacie: przerażają mnie wskazania do cięć jak np.:
- okulistyczne - krótkowzroczność -2 dioptrie*
- chirurgiczne - operacja wyrostka robaczkowego 2 lata temu*
- ortopedyczne - skolioza w odcinku piersiowym 10 stopni*
- kardiologiczne - trzypłatkowa zastawka mitralna*
Jak są prawdziwe wskazania to w ogóle nie ma o czym mówić (innymi słowy mus to mus), ale różne na wyrost mnie przybijają - bo tak jak możliwe powikłania i skutki w przyszłości trzeba brać na klatę gdy wskazania do cięcia są ostre, to przy braku wskazań są niepotrzebną ofiarą...
Ile osób tyle historii - kiedyś byłam bardziej rygorystyczna w moich tezach - do czasu pacjentki ze skierowaniem: tokofobia. Takie do pochichrania się pod nosem - ale jak usłyszałam hostorię to z tym chichotaniem chciałam zapaść się pod ziemię... Także ocenianie bez szczegółowych danych jest nie fair. Ale tak czy inaczej - przy braku wskazań do cesarki namawiam na porôd SN - nie taki straszny jak go malują :)
* prawdziwe skierowania na cięcie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz