poniedziałek, 6 października 2014

... przegrała walkę z rakiem trzustki ...

Anna Przybylska nie żyje. Nie żebym kiedykolwiek była wielką fanką, ba, chyba nawet nigdy nie widziałam Jej w filmie/serialu (o co nie trudno, w końcu jak wiadomo nie mam telewizora) - ale bądź co bądź jest to informacja smutna. I dołująca. Taka w makroskali, docierająca do szerokiego audytorium - w mikroskali szpitala takie rzeczy też się dzieją, audytorium mniejsze, ale wieść też niesie się echem po murach, pozostaje w pamięci. To wszystko się dzieje wokół nas i jest to przerażające. Poczytałam o Annie Przybylskiej (niech spoczywa w pokoju), w jakiś sposób stała się mi bliższa, "poznałam ją" lepiej - i w ten sposób dołączyła do grona traum. Rodzina ten cios odczuje najbardziej i aż mi się płakać chce jaką to jest tragedią w Ich mikroskali. Umieranie to część życia, ale w umieraniu młodych (o dzieciach już nie wspominam) jest coś nienaturalnego, niefizjologicznego...
Anna Przybylska trafiła na wroga potężnego, praktycznie niepokonanego. Walczyła o każdą chwilę z nadzieją (zapewne tak było), chłonęła swoje dzieci, męża - dając Im siebie - wspomnienia mamy, żony, bliskości. Mieli dla siebie rok.
Wracając do mikroświata szpitalnego - każda śmierć młodej osoby jest tragedią, każda inną, ale równą innym. Każda historia ryje w pamięci swój ślad.
31 latka z guzem jajnika, uwykrytym zupełnie przypadkiem gdy pewna była że jest w ciąży. Brzuch się powiększał (chyba za szybko?), nudności były ogromne. No a w USG dzidziuś się nie pojawił tylko dziwny twór do pilnej operacji. Przerzuty. Chyba większym ciosem było dla Niej to, że wymarzonej córeczki nie ma niż to, że jest chora - tak bardzo chcieli mieć to dziecko... Niestety okoliczności różne spowodowały że nigdy nie wróciła już do domu, żeby pocierpieć po "stracie dziecka".
26 latek z rakiem przełyku. Kiedyś miał posturę superbohatera (poznałam Go na etapie lekkiego wyniszczenia, ale przebłyski dawnej siły nadal były widoczne), pod koniec ważył może 45 kilo. Ten wzrok Rodziny - rodziców, młodszej siostry - nie do opisania mieszanka miłości, chęci ulżenia w cierpieniu i chęci walki. Kochali Go bardzo i było to widać. Odszedł skrajnie wyniszczony, ale otoczony miłością.
29 latek z rakiem żołądka - otworzony z nadzieją że coś można, okazało się, że nie można nic. Też umierał w szpitalu kurcząc się, znikając. Babcia (mama?) czytała Mu całymi dniami książki, żona z córeczką odwiedzały Go w drodze z przedszkola przynosząc garści miłości pod postacią patyczków, piórek czy pustych opakowań po lodach. Odszedł spokojnie - podobno dotrwał do końca jednej z książek.
22 latka chora na białaczkę, postać jakąś z tych paskudnie paskudnych, po iluśtam próbach leczenia, po niezliczonej ilości dni w szpitalach. Przyjęta rutynowo po kolejnej chemioterapii - bo znów się z krwią zacęło robić gorzej. Tym razem nie dotrwała do kolejnych prób :(
25 letnia dziewczyna z rakiem macicy. 2 dzieci, kochający mąż i cała rodzina w komplecie - lekko znudzona tym co się dzieje, bo minimum raz w miesiącu trafia do szpitala na przetoczenie krwi. Rak taki, że to niestety nie było co usuwać - okolica miednicy to jedno wielkie pobojowisko - nacieki na wszystko wkoło - kości, skórę. I kolejne krwawienie, opanowywane wyłącznie tamponowaniem... Do końca życia będę pamiętała tą promienną dziewczynę uśmiechającą się z dowodu osobistego... I cień leżący w łóżku.
Chłopak 29 letni z mięsakiem w brzuchu...
Dziewczyna 38 leynia z rakiem żołądka...
Dziewczyna 41 letnia z czerniakiem...
Chłopak 32 letni z glejakiem...
To wszystko dzieje się wkoło, my żyjemy od wypłaty do wypłaty, kupując na kredyt mikrofalówki, mieszkania, rozpieszczając się nowymi cihchami, kupując na wiosnę kurtkę na zimę bo taniej. Nie używamy odświętnej zastawy i sztućców - niech będą na lepsze okazje. Planujemy przyszłotoczny urlop. A w tych samych chwilach ktoś dowiaduje się, że Jego plany wyparowały. Anna Przybylska piękne ubrała w słowa to wszystko - to jak zmienia się życie, jak przewartościowuje się wszystko. Z wielkim szacunkiem przeczytałam dziś kilka wywiadów z Nią.
I na końcu apel: badajmy się, kontrolujmy. Zwiększamy tak swoje szanse na kolejne wakacje, na łzy wzruszenia na ceremoni rozdania świadectw licealnych naszych dzieci, na poznanie wnuków, na polecenie w kosmos czy doczekanie się kolejnej książki ulubionego autora. Jeju, ale jestem smutna :(

2 komentarze:

  1. Też nigdy nie przywiązywałam większej uwagi do Jej osoby, ale teraz jakoś tak dziwnie, aż niemożliwe wydaje się, że ona nie żyje, a jednak. Taka młoda osoba, trójka dzieci, przerażające....
    Badajmy się, kontrolujmy, a nawet jeśli będziemy robić to regularnie i trafimy na raka trzustki, co wtedy... Pewnie na nic zdałyby się nasze badania kontrolne. Właśnie ten rak zabrał w mojej rodzinie już dwie osoby, dlatego wiem jak ciężko go wykryć, zdiagnozować, a tym bardziej z nim walczyć. Okropna choroba, ze strasznym przebiegiem, potrafiąca w miesiąc wszystko zniszczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety właśnie dlatego napisałam "zwiększamy szanse" - bo niestety życie pokazuje przypadki, że cały czas można spędzać na wizytach u lekarzy, a i tak się nie wywinie... Ale to odsetek przypadków - jest za to ogrom przykładów pokazujących, że "coś" szybko wykryte może być wyleczone. A przynajmniej warto próbować.
      Mam w rodzinie osobę, która chorowała - "zaliczyła" dwa raki (jeden 40 lat temu, drugi 15 lat temu), bardzo poważną operację kardiochirurgiczną i kilka mniejszycb chorób - pewno dużą rolę w tym odegrało szczęście, ale przy okazji jest osobą dbającą o siebie, kontrolującą się i dostosowującą do zaleceń - szczerze podziwiam Ją za to jaka jest. No i nie ukrywam że w Jej wieku chciałabym być w Jej stanie - i fizycznym i psychicznym.

      Usuń