Po cichu przyszedł czas, gdy mogłam zacząć chodzić sama (ale spokojnie, nadal w niedalekiej odległości ktoś zawsze jest, tyle, że pomaga tylko wprost poproszony). To wszystko działo się powoli, z nagłymi przyspieszeniami gdy okazywało się, że jest potrzeba. Samodzielne chodzenie, dyżury, samodzielne wykonywanie procedur, samodzielne podejmowanie decyzji. Dorastanie śmierdzi. Co chwilę płynnie zaczyna się jeden etap, inny się kończy - aż wierzyć się nie chce gdy sobie właśnie pomyśli się o tym jakie zmiany zaszły na przestrzeni miesiąca, pół roku, roku, dwóch, trzech lat... Żałuję, że nie doceniałam tak bardzo jak powinnam czasu, gdy się uczyłam, gdy wpajano mi wiedzę, szlifowano nawyki. Kiedy każde pytanie zasługiwało na natychmiastową odpowiedź, kiedy zawsze był ten ktoś kogo mogłam spytać i nie było wstydem, że nie wiem. Pierwszy rok specjalizacji jest rokiem najlepszym. Drugi, trzeci (i pewnie kolejne też) są fajne, ale już w inny sposób.
Staś też posuwa się w wieku, w umiejętnościach, samodzielności, kreatywności. Dorośleje i staje się już małym mężczyzną, a nie dużym chłopcem. Jego gust ewoluuje, zainteresowania się zmieniają - no i chłonie wszystko jak gąbka! Uwielbiam patrzyć na tego małego człowieka, czuć tą ogromną dumę - praca daje satysfakcję, ale to Rodzina nadaje sens życiu. Zawsze jak zagalopujemy się w oczekiwaniach od życia to Staszko potrafi w sekundę sprowadzić nas do parteru i pokazać co tak naprawdę jest ważne.
Wesołych Świąt życzę wszystkim. I niech przyszły rok przyniesie same dobre zmiany :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz