poniedziałek, 12 października 2015

... trudne i utrudnione intubacje, i niska samoocena ...

Gdy już czułam, że szefostwo nie da mi w najbliższym czasie okazji do nabrania nowych umiejętności (nie z braku chęci mojej czy ich, ale z braku procedur będących w moim zasięgu umiejętności, a takich co to u mnie w szpitalu się je wykonuje) z nieba spadł mi staż :)
Kilka nowych rzeczy się nauczyłam (prozaiczna obsługa profesjonalnej pompy, nowego aparatu do znieczulenia, intubacja inna niż zwykle), ale też dostałam obuchem w łeb: ileż to można mieć w ciągu miesiąca nieudanych intubacji! U nas, trudna intubacja zdarza się rzadko. Nie skłamię jak powiem, że może 10 razy w roku. Z tego rzeczywiście trudna, wymagająca np. bronchofiberoskopu to może 50%. Do reszty wystarczą prowadnice, McCoy, manipulowanie wezgłowiem, BURP lub bardziej doświadczona ręka po prostu. Cormack III zdarza się częściej, ale w 99% nie sorawia problemów nie do pokonania. A tu, na stażu, co pewnie wynikało ze specyfiki oddziału trudnych intubacji było z 25%! Codziennie minimum jedna utrudniona, raz w tygodniu trudna. Z tymi utrudnionymi personel dawał sobie radę tak, że aż miło było patrzeć - z trudnymi zresztą też. Sama miałam okazję w ciągu miesiąca przećwiczyć więcej Cormacków III i IV niż do tej pory w czasie specjalizacji. Niesamowite przeżycie! I niestety 2 lub 3 razy musiałam się poddać i pozwolić działać lepszym - raz to aż płakać mi się chciało: co nie robiłam to wejścia do krtani nie udawało mi się uwidocznić, więc nawet nie próbując wsadzać rurki oddałam laryngoskop staremu wydze, a On ... jakby nic w ciągu 5 sekund wsadził rurkę bez żadnego problemu! Jednak doświadczenie to doświadczenie. Warto było tam pojechać.
Miesiac po powrocie, gdy wyskoczyła mi relaparotomia jako zabieg na ostro (młody, zdrowy mężczyzna operowany dzień wcześniej) nie znalazłam przed intubacją karteczki informacyjnej znieczulenia. Mallampati I. Wsadzam laryngoskop i Cormack III - na prowadnicy udało się ładnie zaintubować, ale mówię pielęgniarce, że stres był, bo nie było widać. Na co pada pytanie: a kto wczoraj znieczulał? Z karty znieczulenia wynika, że bardzo doświadczony kolega, świetny specjalista - to mówię, że pewnie nie miał problemów takich jak ja, ALE znajdujemy karteczkę informacyjną, gdzie jak byk napisał Cormack III. Żebyście wiedzieli jak podbudowana się wtedy poczułam! Więc potrenowanie na stażu się przydało, mimo że spowodowało, że złapałam doła jaką to dupą jestem ;)

1 komentarz:

  1. No to ja Cormacków III mam dużo u siebie (dzisiaj na 5 intubacji to dwa mi się trafiły). Stres zaczyna być jednak wtedy kiedy na maskę wentylacja nie idzie zbytnio, a pomoc nie jest za ścianą tylko trochę dalej.
    Mallapatim się często zbytnio nie sugeruję. Nie raz się okazywało że Mall III, a Cormack I/II.
    Ale jednak fajne jest to uczucie jak coś trudnego samemu wyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń