sobota, 21 lutego 2015

... chorobowo i bez fajerwerków ...

Nic u mnie się nie dzieje, więc nie za bardzo jest o czym pisać... W pracy stagnacja (w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa), w domu stabilnie - takie życie z ujemnym poziomem adrenaliny ;) No i taka zimowo/wiosenna przesileniowa depresja w rozkwicie. Małżonek rozwija się zawodowo bardzo prężnie, pnie się bez przerwy w górę - więc równowaga zachowana.
Z rozrywek to jeździmy na nartach - wszyscy w trójkę i jest to niesamowite! Popołudniami w tygodniu i rankami w weekendy - no i Synek już jeździ jak stary wyga, także duma nas rozpiera.
Nigdy przenigdy nie sądziłam, że wejdę w ten typ niekoleżeńskiego dialogu z chirurgami, jaki miałam okazję obserwować czasami w wykonaniu innych. Ale czas pokazuje, że w niektórych sytuacjach się po prostu nie da inaczej! Gdzieśtam na margines zepchnięte jest dobro pacjenta, chęci kompromisu i zwykłego dogadania się też ne ma - i bynajmniej nie piszę, że wina w tym tylko jest po drugiej stronie... No i niestety chyba wszyscy u mnie w szpitalu mają zaleganie afektu - to i efekty są spodziewane ;)
Tyle na dziś, jak już wyzdrowieję (3 infekcja przerabiana praktycznie jedna po drugiej - dwie z przedszkola, jedna ze szpitala) to postaram się napisać więcej - i może w lepszym tonie.x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz