środa, 12 listopada 2014

... wypadki chodzą po lekarzach ...

Pacjentka duża, bezzębna, podbródki dwa. Uśmiechnięta i miła. Starsza. Prosty, krótki zabieg w znieczuleniu dożylnym. No i cacy, dostaje standardowe trzy leki, w dawkach dostosowanych do wszystkiego co wcześniej wymienione, a potem już historia wchodzi na tor inny niż w 99,9% przypadków. Krótkotrwały bezdech przechodzi w bezdech długotrwały, saturacja  powoli (i coraz szybciej) zaczyna lecieć, bip pulsoksymetru wchodzi na coraz wyższe tony. Guedel nie pomaga, wentylacja z ambu niewystarczająca, daje jednak czas na przygotowanie rurki i laryngoskopu. Sytuacja opanowana. No ale oddech nie wraca przez kolejne 15 minut. Skończyło się dobrze, ale był to tylko jeden z możliwych scenariuszy...
Sytuacje kryzysowe się zdarzają i to nie raz na rok, one po prostu bywają z jakąśtam regularnością , a w nich istotniejsze od sprawności jest doświadczenie.
Czy rzeczywiście racji nie mają Ci, co twierdzą, że rezydent może robić cokolwiek tylko pod bezpośrednim nadzorem specjalisty? Mało popularny pogląd, ale ja uważam że dużo w nim słuszności... Dla bezpieczeństwa wszystkich.

2 komentarze:

  1. Podziwiam specjalizację, którą wybrałaś. Anestezjolodzy to Aniołowie, pilnujący bezpiecznego snu, uwalniający od bólu, dający nadzieję.
    A bezpieczeństwo, lata praktyki i podparcie u starszego, bardziej doświadczonego lekarza - na pewno jest bezcenne :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No szczerze powiem, że też uważam anestezjologię za wyjątkową - i nie zmieniłabym jej na nic. Choć chwile zwątpienia zdarzają się często. Nawet bardzo ;)

      Usuń