Entuzjazm trochę przygasł. No ale nie na tyle żeby rozważać zmiane specjalizacji - bo ta jest wielce fantastyczna. [jeszcze w listopadzie zarzekałam się, że będę poprawiac kolejny LEP - tzn. obecnie juz LEK - az do uzyskania jakiegoś wybitnego wyniku rzędu 180pkt ;) żeby w razie czego dostac się na cokolwiek].
A entuzjazm przygasł bo jestem permanentnie zmęczona. Mimo że czytam i czytam to kurcze w głowie zostaje niewiele i potem swiecę oczami odpytywana przez starszych lekarzy. Zmęczenie mnie wykańcza i mimo że bardzo lubię tę pracę to jak zbliża się koniec tygodnia to aż cos we mnie krzczy z radości: weekend! No a potem w niedzielę mam coś na kształt depresji że znów trzeba do pracy... Tak to mnie rozpuściło do tej pory życie, ot co! Jak ktos do trzydziestki studiuje to potem wejsć w rolę pełnoetatowego pracownika nie jest łatwo - tak sobie to tłumaczę.
W ramach podreperowania domowego budżetu zaczynam tez dyżurować od marca - co gorsze w innym szpitalu, a co się z tym wiąże - będe musiała brać urlop na "dzień po" (bo i tak bym do pracy nie zdażyła, o wypoczeciu to już nie wspominając). No i tak mój wymarzony urlop będzie stawał się powoli pieniędzmi - gdybym miała ten komfort i nie musiała zarabiać więcej to bym na ten układ nie poszła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz