środa, 21 maja 2014

... pacjenci dyżury i inne ciekawostki ...

Jestem gotowa żeby odpuścić. Żeby w końcu odetchnąć pełną piersią. Żeby mieć szeroko pojęte życie poza pracą. Jestem gotowa żeby rzucić wszystkim w pizduuu. Gotowa w pełni. I też to robię. Powoli. Dodatkowe w pracy dwa (jeszcze 2-3 miesiące) i "własne" w pracy jeden. We własnej pracy nie ma potrzeby żebym dyżurowała, osób zainteresowanych jest aż nadstan. Więc pora odpuścić ;) Zawsze marzyłam o spokoju, o wolnych popołudniach, o życiu rodzinnym - pokrywającym całe życie obłoczkiem spełnienia. I da się. Coś kosztem czegoś, ale jak bliska osoba mi powiedziała: za 20 lat nie będziesz żałowała że masz troje dzieci i kochającego męża, ale możesz żałować gdy poświęcisz to na rzecz (złudnej) kariery. Ave!
Pacjenci umierają. Pacjenci chorują lub też wmawiają sobie objawy. Ale po zastanowieniu - kto NORMALNY woli spędzić pół nocy w szpitalu? Ktoś chory na ciele ... lub umyśle ;) Dlatego każdego z tych delikwentów co trafiają do szpitala trzeba traktować jak chorych. To mi pomaga :D Młoda dziewczyna z bólem ręki, brzucha i oka (tak właśnie) traktowana jest adekwatnie. Jak chora - patrz wyżej ;) Obrzęk płuc - chory. Krwawienie z nosa w wywiadzie - bo od 14 godzin nie krwawi - chory, a jakże. Trudno, na badania się czeka +/- 1 godzinę. Po zarejesrtowaniu na badanie i wywiad +/- 1 do 2 godzin (czasem owszem, więcej). Dodając badania laboratoryjne już do 3 godzin (lub więcej oczywiście, bo karetki równocześnie zwożą tłumy, a i rodziny dowożą innych: chorych lub CHORYCH). Jakby wypadła konsultacja lub doraźne leczenie - lub inne "atrakcje" to czas się wydłuża. Maksymalnie do 24godzin. I tego też trzeba się spodziewać. Bo "zajęcie się" może trwać 3-4godziny, owszem, ale może i 6 razy dłużej - to nadal podchodzi pod standard. Dlatego czy warto? Jak się jest chorym to owszem, bo potrzeba pomocy jest realna. Ale czy z gorączką 38 stopni od 4 godzin warto? Powiem tak: ja bym nie poszła. Bo po cholerę.
Osobna kwestia to bóle w klatce piersiowej. 9 na 10 osób to ma zgagę, nerwoból i inne tym podobne. Statystyka powinna zniechęcić dziewczny/chłopaków z ujemnym wywiadem rodzinnym, bez obciążeń itd. - nie zniechęca. Każdy przychodzi "bo to może być zawał". Owszem, zdarzają się zawały u osiemnastolatek, zdrowych, szczupłych, nie palących, nie obciązonych rodzinnie. Zdarzają się, ale to KAZUISTYKA! Więc nie zrozumiem - po co tracić 6-7 godzin? Nie pojmę. Osobny rozdział to ból w klatce od tygodnia. Boli, boli i w końcu nie wytrzymują - zazwyczaj koło 2 w nocy. Po co? Jak od tygodnia to i tak nie ma kwalifikacji do niczego. No, co najwyżej do POZ.  O tak to właśnie tworzą się osławione kolejki. I oczekiwanie na IP/SOR po dobrych kilka godzin. Bo zdrowi ludzie zajmują miejsce ludziom chorym. I to dopiero jest chore. I ci zdrowi są bardziej roszczeniowi, bardziej upierdliwi, bardziej chamscy i bezczelni "bo im się należy". A ten biedny cierpiący chory będzie cierpliwie czekał na swoją kolejkę. I czasem przez system (a w sumie właśnie przez brak w systemie bata na pacjentów którzy w ogóle nie są chorzy) ten biedny chory czekający na swoją kolej rozchoruje się jeszcze bardziej...
Aha, to jeszcze o karetkach co to nie dojeżdżają na czas. Póki ludzie z gorączką, kaszelkiem czy też pypciem na dupie wzywać będą karetki (bo się należy) to w tym samym czasie naprawdę chore oosoby będą umierały. Więc albo ludzie się opamiętają albo ... wymrą wszyscy NORMALNI pacjenci. Potem zostaną tylko ci roszczeniowi wymagający przyjęcia tu i teraz. I wtedy zacznie suę wolna amerykanka :D Bo ten NAJważniejszy będzie chciał wejść przed tym NAJBARDZIEJ chorym, ale napatoczy się ten NAJBARDZIEJ roszczeniowy i inny NAJLEPIEJ znający prezesa NFZ. Na koniec dojdzie ten co to zaraz zadzwoni do tefałenu :D No i tak jeden ważniejszy od drugiego będą ramię w ramię czekać 8 godzin na wizytę :D No rozmarzyłam się.

4 komentarze:

  1. Jakbym słyszała opowieści z SOR-u mojego M. ... Tylko że on jeszcze nie dojrzał (nie wiem, czy to odpowiednie słowo) do tego, żeby odpuścić dyżury na rzecz ogniska domowego. Ciekawe, czy to w ogóle kiedyś nastąpi...?
    Pozdrawiam i dołączam do próśb innych czytelników - pisz częściej! :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :) Staram się pisać, ale czasami po prostu się nie chce, a potrm przychodzi okres kiedy się chce nawet bardzo :)
      To co piszesz i SORach - przeraża fakt, że wszędzie tak naprawdę jest to samo... Bo też mam znajomych dyżurujących w Pogotowiu, na Izbach Przyjęć i na SORach - trmat do rozmów jest zawsze - można wręcz prześcigać się w zabawno-przerażających opowiastkach... No i w kwestii rezygnacji z dyżurów - jest to bardzo trudna decyzja, zwłaszcza że jak wiadomo (w końcu to ustawa to określa) rezydent bez dyżurów zarabia +/- 2300zł. A dyżury poza tym że zabierają życie to dają oddech finansowy. Bo tu trzeba auto ubezpieczyć, tam wypadałoby kupić chrześniakowi prezent, pojechać na wakacje i dojeżdżać do pracy. No i ubrać dziecko, posłać je do przedszkola/zapłacić niani i kupić wymarzone klocki LEGO. Dlatego decyzja nie jest łatwa. Dyżury w ramach specjalizacji też są w sumie obowiązkowe - ale to tak około 3/miesiąc. Ja mam nadzieję że w decyzji wytrwam a nie wrócę z podkulonym ogonem... Wiem że nie będzie łatwo. Małżonek też wie i jesteśmy świadomi, że w tej sytuacji On będzie musiał brać nie 3 a pewnie 4-5 dyżurów :( Ale sumarycznie wyjdziemy na tym lepiej pod kątem życia rodzinnego - bo On dyżurów nie odsypia, a ja tak ;) No i może kiedyś będziemy mieli dyżury razem, a Staszko będzie zostawał z DZiadkami - taki plan też powstał. Zobaczymy. Ale wierzymy że się da :) Zobaczymy co powiem za kilka miesięcy ;)

      Usuń
  2. Bardzo dobrze cię rozumiem - już od roku zabieram się do napisania postu pod roboczym tytułem "Z pamiętnika dyżuranta", ale to temat rzeka...
    A jeśli chodzi o aspekt finansowy dyżurów - to trafnie to ujęłaś - ktoś gdzieś w końcu musi zarobić, u nas takie możliwości ma tylko mąż, więc na razie się nie zapowiada na zmiany.
    Trzymam kciuki, żeby twoje postanowienie się spełniło!
    A przy okazji chciałam zauważyć, że bardzo podziwiam związki dwóch dyżurujących lekarzy - wy się w ogóle widywaliście? ;) :D

    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie różne scenariusze pisze - Małżonek więcej dyżurować chwilowo nie może, za to ja mogę ale spokojniej - chwilowo to musimy zaakceptować.
      Co do widywania się przy dwóch dyżurujących osobach - wszystko zależy od chęci ;) Czasem między dyzurami nie wracałam do domu tylko spałam np. u Brata, bo i tak trzeba było odespać - to była zbyt duża cena... Teraz idę w jakość dyżurów - czas pokaże czy słusznie ;) Ale ile możemy tyle jednak staramy się widywać ;)

      Usuń