Nic nie jest tak jak ma być. Dużo by mówić a i tak nie wszystko zostałoby powiedziane. Rozmawianie z "górą" nie jest moim ulubionym zajęciem. Jakieś przepychanki interpersonalne, pełen brak umiejętności zrozumienia i jednoczesnie przekazania swoich kwestii w sposób zrozumiały - nie, tym razem to nie o mnie. Powiem tylko tyle, że trochę spodziewałam sie, że ten czas to będzie jak takie wyliczanie i wszytsko na chybił trafił. Rezydentura w kieszeni juz trochę uwiera.
Do pracy pójdę od grudnia, stycznia, lutego? No jeszcze nie wiadomo. Jaki oddział? Nie wiadomo. Ważne że dziedzina jedna jedyna i wybrana - choć mam wrażenie, ze wszyscy zaczęli zachowywać się jak moja Rodzina: "a czy jesteś pewna?", "czy przemyslałaś to"? Tak jak w ustach Rodziców nie brzmi to az tak źle to w ustach przyszłego szefostwa napawa trwogą.
R AT U N K U !
Obiecałam sobie nie mysleć za dużo, bo nic mi to nie daje a tylko mnie wkurza. Mam za soba juz ostatni dyżur na Izbie Przyjęć (w ramach wolontariatu, a jakże :)), podyzurowałabym nawet jeszcze więcej, ale w kadrach kręcą nosem, że to przecież nie mozna zatrudniać nikogo na wolontariat bo im się d o t y ł k a dobiorą. Nikogo nie interesuje, ze ja to tylko na wolontariat chcę, bo umowę będę z nimi miała później (a teraz to tylko hobby a nie praca), ale to już nie na Izbie a gdzie indziej. Pokomplikowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz