niedziela, 15 grudnia 2013

... czy zostać lekarzem ...

Zaczęło się bardzo dawno temu. W rodzinie jest dobrych kilku lekarzy, więc tematy medyczne przewijały się w domu i na uroczystościach rodzinnych często. Jak byłam mała to zdecydowanie nie chciałam być lekarzem. Wszyscy chodzili do szkoły jak byli zdrowi, jak pojawiała się gorączka lub katarek to oczywiste było że zostaną w domu. Nie ja, bo przecież nic się nie dzieje. Szczepienia? Inni - dzień wolnego w szkole bo dostali wezwani do przychodni, ja - w domu, bo po co iść do przychodni. W klubie sportowym do którego chodziłam (cena którą Rodzice płacili za możliwość żebym na te zajęcia uczęszczała była wysoka - urlopy spędzane na dodatkowych pozamedycznych zajęciach, szycie firanek, handel towarami zza granicy, zbieranie pomidorów w gospodarstwach - tak, takie były wtedy realia życia młodego małżeństwa lekarskiego, które chciało żeby dzieci miały narty czy buty na zimę) byłam inna, rodzice nie mieli firmy, nie stać ich było żebym jeździła na 10 wyjazdów na lodowce w roku (co nie zmienia faktu, że byli najlepszymi Rodzicami na świecie, robili co mogli - często swoim kosztem - żeby nam, dzieciom, było dobrze). To był czas kiedy mieliśmy dwa auta: trabanta i golfa II (a może I?). Nie, w tamtych czasach zdecydowanie nie chciałam być lekarzem. Bardziej pracować w sklepie, być weterynarzem, może fryzjerką? No i oczywiście chciałam wygrać w totolotka i kupić Rodzicom auto, może nowe mieszkanie?
Potem było liceum. Świetny czas - dużo wypoczynku, trochę nauki, nowe znajomości, pierwsze "prawdziwe" miłości (nie do końca prawdziwe, bo ta pierwsza prawdziwa to została moim Małżonkiem :)). Jeden telefon od Cioci, że powinnam zostać lekarzem, bo ktoś musi po Niej przejąć przychodnię - więcej nacisków i zachęt nie było. Raczej wszyscy byli pogodzeni z tym, że medycyna mnie nie interesuje.
No i poszłam na studia techniczne - radość Rodziców była ogromna, przecież tytuł mgr inż. to wartość sama w sobie zwłaszcza w obecnych czasach. Renomowana uczelnia, kierunek przyszłościowy. I tak to się toczyło, było mi czasem lepiej, czasem gorzej, egzaminy zdawałam, lata zaliczałam. Spotykałam się wtedy ze studentem medycyny - taka w sumie nic nie znacząca znajomość, a jednak życiowo bardzo ważna, bo otworzyła w moim mózgu furtkę "a może by tak jednak pójść na medycynę?". Jego opowieści spowodowały że decyzja się powoli klarowała, aż została podjęta (już wtedy się nie spotykaliśmy z owym chłopakiem). Rodzice byli załamani i to tak nie na żarty. Po pierwsze nie byli przekonani co zrobię jak post factum okaże się, że medycyna mi się nie podoba? Czy będę w stanie uczyć się bardzo intensywnie jak to przynajmniej na początku trzeba? Co po studiach (bo wiadomo że łatwo nie jest)? No i przede wszystkim: dlaczego, dlaczego, dlaczego? Że byli niezadowoleni to niedopowiedzenie roku ;)
Zaczeły się studia - i to było TO! W końcu czułam się jak ryba w wodzie - że trzeba się było uczyć - fakt, ale sprawiało mi to przyjemność. Anatomię pokochałam miłością czystą i bezwarunkową - z pozostałymi różnie bywało, ale było trzeba, to było trzeba. Pierwszy rok jak najbardziej same pozytywne wrażenia, a imprezy po zdanych egzaminach - no bezcenne, zwłaszcza że trafiłam na bardzo rozrywkowy rocznik ;)
Drugi rok to rok przełomowy - poznałam Małżonka. No i po raz kolejny (i nie ostatni) zakochałam się - tym razem w fizjologii ;) Czas na studiach leciał, nadal przekonana byłam że to jest to. Poza tym w międzyczasie wzięliśmy ślub no i urodził się Staszko :) Rodzice też zaakceptowali mój wybór - i to bardzo szybko - pewnie dlatego, ze zobaczyli że sprawia mi to wszystko przyjemność - zdecydowanie większą niż wyżej wspomniane studia techniczne.
Wtedy nie myślałam intensywnie co będę robić po studiach, bo i po co skoro i tak to się zmieni ze 100 razy? Miałam dużo pomysłów, które po danym bloku albo utrzymywały się na liście alternatyw, albo wypadały z listy juz na zawsze. No a co było potem - no to już opisałam w poprzednich wpisach :)

3 komentarze:

  1. Domyślam się, że zdawałaś maturę po raz drugi :) Jak się przygotowywałaś? W czasie studiowania pierwszego kierunku ? I ile czasu Ci to zajęło ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie maturę, egzamin, bo ja jestem "starą maturzystką" ;) Uczyłam się sama + dodatkowo chodziłam na lekcje z biologii bo nigdy wcześniej do tego się nie przykładałam- zainteresowania miałam bardziej ścisłe ;) Jak się chce to się da, ale w kwestii nowej matury doświadczenia nie mam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Z kolei ja czasami żałuję, że się matematyki nie uczyłem no i teraz mam co chciałem ; ))

    OdpowiedzUsuń