środa, 25 lutego 2015

... LEK i zmiana rezydentury jako tematy na czasie ...

I znów po LEKu - nie, nie pisałam, ale "nasi" stażyści pisali i dzielili się wrażeniami ;) Przeglądałam aktualne materiały, starałam się wczuć w atmosferę i jedyne do czego doszłam to przeświadczenie, że obecnie nie miałabym szans tego zdać. Więc ze zmianą specjalizacji to dupa (oczywiście jak bym tym była zainteresowana, a raczej nie jestem). Z resztą podobno ministerstwo chce ograniczyć rezydentom możliwość zmiany specjalizacji jedynie do przypadków uzasadnionych zdrowotnie... I z jednej strony w porządku, bo niezdecydowani nie będą zabierali miejsce tym zdecydowanym, ale bez spektakularnego wyniku, nie będzie przeczekiwania na innej w oczekiwaniu na przyznanie mejsc na wymarzonej specjalizacji ALE jednocześnie w przypadku nietrafienia z wyborem (drewniane ręce u zabiegowca, zła tolerancja stresu w medycynie ratunkowej i tym podobne) będzie się niejako uziemionym. Chyba nie o to chodziło w planowanych reformach.
Stażyści opowiadają też o modułach - fajnie jest tak pogadać i dowiedzieć się jak to wygląda z ich punktu widzenia. Specjalizacja to w końcu całkiem przyjemny czas ;) A staż jeszcze lepszy ;)

sobota, 21 lutego 2015

... chorobowo i bez fajerwerków ...

Nic u mnie się nie dzieje, więc nie za bardzo jest o czym pisać... W pracy stagnacja (w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa), w domu stabilnie - takie życie z ujemnym poziomem adrenaliny ;) No i taka zimowo/wiosenna przesileniowa depresja w rozkwicie. Małżonek rozwija się zawodowo bardzo prężnie, pnie się bez przerwy w górę - więc równowaga zachowana.
Z rozrywek to jeździmy na nartach - wszyscy w trójkę i jest to niesamowite! Popołudniami w tygodniu i rankami w weekendy - no i Synek już jeździ jak stary wyga, także duma nas rozpiera.
Nigdy przenigdy nie sądziłam, że wejdę w ten typ niekoleżeńskiego dialogu z chirurgami, jaki miałam okazję obserwować czasami w wykonaniu innych. Ale czas pokazuje, że w niektórych sytuacjach się po prostu nie da inaczej! Gdzieśtam na margines zepchnięte jest dobro pacjenta, chęci kompromisu i zwykłego dogadania się też ne ma - i bynajmniej nie piszę, że wina w tym tylko jest po drugiej stronie... No i niestety chyba wszyscy u mnie w szpitalu mają zaleganie afektu - to i efekty są spodziewane ;)
Tyle na dziś, jak już wyzdrowieję (3 infekcja przerabiana praktycznie jedna po drugiej - dwie z przedszkola, jedna ze szpitala) to postaram się napisać więcej - i może w lepszym tonie.x