niedziela, 16 marca 2014

... huśtawka, pacjentka i rozważania ...

Niewiele trzeba żebym popadła ze skrajnoścu w skrajność. W jeden dzień w pracy czuję się jak ostatnia łajza, w inny jestem bogiem. Czasem wiem wszystko, czasem wiem, że nie wiem nic. Uwielbiam pacjentów, żeby następnego dnia (zazwyczaj po dyżurze ;)) powiedzieć że ich nie znoszę. Czy to jeszcze typowa babska huśtawka nastrojów?
Rozczuliła mnie ostatnio pacjentka. Urocza 95 latka co to trafiła do mojej pracy nr 2 z powodu skoku ciśnienia. Źle się poczuła w aptece do której musiała przez 20 minut iść - większość trasy pod górkę. Zawstydzonym głosem powiedziała: "no wie pani doktor, bo ja już czasem miewam problemy z pamięcią - i tak obudziłam się dziś rano i okazało się, że zapomniałam wykupić lek X, no to zebrałam się i poszłam do apteki". Problemy z pamięcią :) Pani była w stanoe wymienić wszystkie leki jakie zażywa, dawkę i który o jakiej porze. Telefon do domu oczywiście podała z pamięci "bo tej komórki to ja używam tylko jak muszę, bo nie jestem w tym zbyt sprawna" ;) Urocza pani, z wcale nie łatwą przeszłością. Chorująca w sumie na nadciśnienie i tarczycę, nie chuda, nie gruba, lekko przygarbiona, mówiąca piękną polszczyzną. Połowa zębów własna. Siwiuteńkie włosy związane w malutki ogonek wstążeczką - przysięgam, byłam zauroczona! No i dopadły mnie myśli. Tak, życie Jej nie rozpieszczało, ale połączenie genów z czymśtam jeszcze sprawiło że dożyła pięknego wieku w cudownej formia. A ja pewnie nie dożyję emerytury - tak wynika z cudownych statystyk zamieszczonych w Gazecie Lekarskiej. Będę żyła mniej niż mój Małżonek - i tu statystyki są bezwzględne, bo aż o 13 lat mniej! To pewnie przez niezdrowy tryb życia, dyżury, stres, brak czasu na wypoczynek - i czasami tak rozmyślam czy warto. Uwielbiam swoją pracę, to tak żeby była jasność. Ale nie lubię jak wracam po 3 dniach poza domem i Synek mówi do mnie "nianiu". To jest okropne.