poniedziałek, 25 lutego 2013

... biblioteczka ...

Moja "biblioteczka" rośnie w siłę. Mam juz kilka wielkich tomisk (wiadomo, takie wyglądają najlepiej jak przychodzą niemedyczni goście - łooo i ty się tego wyszystkiego musisz nauczyć? - ale zapał do czytania jest odwrotnie proporcjonalny do rozmiarów i ilości stron - co nie zmienia faktu, że wszystkie najważniejsze książki tak właśnie wyglądają), kilka mniejszych, kilka malutkich. A teraz nabyłam również ebooka. Bagatela 70 ojro, treści sporo, no i to tej treści z kategorii "przydatne". Niestety kolejną zależność odkryłam, a mianowicie im więcej książek mam tym mniej chce mi sie je czytać ;)

Tu pokłony dla mojego Małżonka, który książek ze swojej dziedziny ma juz chyba z 50 (no calusieńkie dwie półki na regale) i nadal Mu się chce. Czyta, doszkala się i chodzi do pracy codziennie jak ten skowroneczek. Czy to urok specjalizacji i atmosfery w pracy, ciekawości pracy samej w se, czy może jest po prostu lepszym człowiekeim? Nieistotne, ja tak nie działam ;)

W pracy bez istotnych zmian, raczej robię mniej niż więcej i chwilowo taki przydział obowiązków mi bardzo odpowiada. Na zbliżającym się urlopie zregeneruję się i nabiorę napędu. I waleczności, bo mam jej teraz tyle w sobie co stara dziurawa skarpetka. Taka walająca się pod łózkiem.

Już wkrótce 10 dni bez obowiązków, bez wstawania o nieludzkiej porze, bez takich tam różnych popapranych rzeczy. Jak rzekłby klasyk: jaba-daba-dooo! :)

czwartek, 21 lutego 2013

... stabilizacja ...

Zaiste, wszystko wychodzi ma prostą, mamy swego rodzaju stabilizację! Nie jestem perełeczką, nie mam wrodzonego talentu, predyspozycji i całej reszty, ale jakieśtam zalety posiadam. Nieważne że zupełnie nieprzydatne - są, to jest podstawa ;) Umiejętność ich wykorzystania przyjdzie z czasem. Ogólnie od rana mam dobry humor, tym dziwniejsze to, że głowa mnie boli. A nawet nie tyle boli co napierdala - przez mega wielkie N.

Nie wyszło mi dziś nic, nie nauczyłam się niczego nowego, nie zostałam pochwalona ani zmiażdżona krytyką, nie robiłam nic wartego uwagi, a mimo wszstko jest dobrze. Dziś zaczęło się od rannego odśnieżania, bo śnieg był tak kochany, że tylko spoczął by tchu nabrać (na moim samochodzie) i zwykłą miotełką dało się to usunąć. I jak tu nie być optymistą jak odśnieża się 2 minuty zamiast 10? I to w mrozie? Droga do pracy i wschodzące słońce - nawet późniejsze niepowodzenia nie mogły mi już tego dnia zepsuć. No tylko ta senność, ale ponoć jeszcze 30 lat i się przyzwyczaję. A póko co usypiam. Byle do 15:05 jutro- potem wypoczynek.

LEKowiczom życzę szczęścia - wiadomo, na tym egzaminie jest ważne. Wiedza też, ale tego życzyć nie muszę bo już to macie :D

poniedziałek, 18 lutego 2013

... enjoy yourself ...

Nie mogę się ogarnąć. Cały czas mam gonitwę myśli i przez to wprowadzam chaos we wszystko co robię - i jak tu to zmienić? Chciałabym byc uporządkowana, stateczna, mieć wszystko poukładane, ale nie wiem jak bo nigdy taka nie byłam. Muszę się skupić.
Wszystko toczy sie wg schematu: idzie wszystko dobrze, gładko i sprawnie, ale potem BĘC i całe wywalczone opanowanie bierze w łeb - i wtedy zaczyna się walić wszystko. No i to, że nie wiem wielu rzeczy, że nie umiem zlokalizować róznych przedmiotów na oddziale czy tez na bloku, że nie wiem jak wypełniac papiery, że nie wiem kto jest kto. To wszytsko dołuje mnie przeogromnie bo nie widzę aż po horyzont tego szlaku, który zaprowadzi mnie do względnej choć samodzielności.

Jeden dziś pozytyw - dostałam dziś wiadomość jakąś takąś, że to niby dostepne są kolejne testy do LEK/LEP. A ja mam je w dupie, bo przynajmniej to już za mną ;) Oczywiście trzymam kciuki za zdających - zwłaszcza jednego coby mój małżonek miał udanego współpracownika :)

A dziś zdołowanie jeszcze większe - dowiedziałam się, że syn znajomego zmarł. Ledwo co skończone 20 lat, bezsensowny wypadek. Zmarł, tak po prostu - nie w ciszy, bo nie chciano go wypuścić, ale długotrwała akcja reanimacyjna nie dała nic. Ani jednego powrotu do tak starających się ludzi, którzy robili co mogli, żeby ten powrót był możliwy. Wśród tych starających się był też Jego Ojciec. Nie umiem wczuć się w sytuację najbliższych tego Chłopaka (tak jakby ktokolwiek tego oczekiwał) - współczuję całą swoją osobą, ale kurwa wczuc sie nie umiem, bo abstrakcja sytuacji utraty dziecka wykracza poza moje zdolności percepcji. Nie będzie żadnej wirtualnej świeczusi ani nic takiego, ale naprawdę myślę o nich bez przerwy.

Enjoy Yourself. Korzystajmy z życia bo nigdy nic nie wiadomo.

środa, 13 lutego 2013

... chmurami zatańczy sen ...

Spać, spać i spać! Już nie mam innych marzeń ;) Wstyd przyznać, ale dzis po pracy w czasie zabawy z moim Stasiem usnęłam - tak że biedny maluch musiał mnie dobudzać - nagle więc z błogiego snu wybudziły mnie małe raczki podnoszące moją głowę i słowa "mamusiu, nie spij, bawmy się!" ;) Jestem wyrodną mamą.
O pracy opowiadać nie bedę bo jest bez zmian. Mam wrażenie że nie umiem nic, wkurza mnie obgadywanie za plecami (nie tylko mnie, ale to oczywiście też) i takie nie mówienie wprost tylko wszystko naokoło. Wkurwia mnie, ze stoję w miejscu. A wręcz się cofam. To nie jest fajne.

środa, 6 lutego 2013

... amateur transplants ...

No wiadomo - śmieszy to co śmieszne, a przy okazji (częściowo przynajmniej) prawdziwe.
No i to właśnie nagranie w wykonaniu Amateur Transplants wprawia mnie w rewelacyjny nastrój - nie skłamię jak powiem, że mogłabym tego słuchać codziennie ;)

Taka praca anestezjologa pokazana z przymrużeniem oka - rewelacja :)

... a orkiestra grała dalej ...

Jakoś zmęczenie nie może mnie opuścić przez co chodzę permanentnie wkurwiona - no i jak tu byc miłą, grzeczną i uprzejmą? ;) Na oddziale bez zmian - poza tym, że sezon urlopowy w pełni. No ale na szczęście póki co ja nie jestem pełnowartościowym pracownikiem (delikatnie mówiąc), więc też się wkrótce na urlop wybieram i nikt mi problemów nie robił :)

Całe gadanie o złych relacjach miedzy anestezjologami i chirurgami uważałam za takie gadki szmatki - w końcu aż tak źle nie może być, dogadac się da zawsze, wystarczy chcieć. Tak myslałam. Do czasu. Pracuję dopiero ponad 2 miesiące a już niektórych z chirurgów nienawidzę uczuciem czystym i z dnia na dzień głębszym. Nie wiem skąd ten fenomen - może to jakieś fluidy w powietrzu lub inne takie tam.

No i kolejna sprawa. Dziwne to, ale mam wrażenie że się cofam w umiejętnościach - dziwne, bo przecież az tak wiele to nie umiem... Moje cofanie zaczyna więc przybierać formę "stałam nad przepaścią i zrobiłam ogromny krok naprzód". Może to tylko kwestia zimowej depresji i babskich humorów, ale ostatnio jakoś cięzko mi cieszyć się byle czym. Ostatnie znieczulenie przewodowe pozwolono mi wykonać 2 tygodnie temu ... "Wykonać" to szumne określenie - wiadomo, wymagam póki co w 100% nadzoru, czasem słownego instruktażu, czasem wręcz fizycznej pomocy lub przejęcia pałeczki ;) Może to wszystko ma związek z tym, że ostatnio taka poddenerwowana permanentnie jestem - lepiej nie narażać pacjentów na kontakt ze mną? Biorę to na klatę - jedno czego nie umiem to cieszyć się że sytuacja wygląda tak a nie inaczej.

W weekand mamy gości, więc juz moge powiedzieć, że fizycznie nie odpocznę (za to psychiczny odpoczynek mam zamiar uskutecznić pijąc wieczorami - jak już maluchy wymęczone atrakcjami będą spały - winko, grając w karty i takie tam w doborowym towarzystwie :) - kolejny tydzień bedą więc także sponsorowały literki: W, K, U, R, W, I, E, N, I, E. Ale warto, bo goście wielce mile widziani, a widujemy się zdecydowanie za rzadko. :)

Howk.